Dawno, dawno temu....
Tak dawno, że już nikt nie pamięta kiedy.... ale ja to wszystko pamiętam....
W gęstym ciemnym lesie była niewielka wioska- taka zwyczajna- jak wiele innych. Stał tam Wielki Zimny Dom. Pełen był zimnych pokoi i ogromnych korytarzy, był tam także duży ciemny strych. W tym to właśnie domu urodziła się Mała Smutna Dziewczynka. Była zmarznięta i Blada, bo mieszkańcy Wielkiego Zimnego Domu  nigdy nie otwierali okien. Uważali, że słońce jest niebezpieczne. Bali się go, bo sądzili, że mogłoby ich nawet zabić. Robili tak od zawsze, przez całe swoje życie, aż ich ciała zaczęły pokrywać się lodem. Dlatego zmarznięte usta z trudem wypowiadały ciepłe słowa, aż w końcu ich zmarznięte serca przestały kochać.
Tylko ciało Małej Smutnej Dziewczynki nie zdążyło jeszcze pokryć się lodem, bo wówczas gdy wszyscy zajęci byli zasłanianiem okien, ona wymykała się cichutko na duży ciemny strych. Tam przez maleńkie szczelinki w dachówkach przeciskały się pojedyncze promienie słońca. Wyglądały jak cieniutkie złote niteczki. Mała Smutna Dziewczynka lubiła na nie patrzeć i bardzo ją ciekawiło, skąd się biorą takie cudowności. Czasami pytała o nie mieszkańców Wielkiego Zimnego Domu, ale oni byli zbyt zajęci swoimi sprawami i nie chcieli z nią o tym rozmawiać. Zbywali ją tylko słowami:
daj mi spokój,
nie mam teraz czasu,
nie przeszkadzaj...
Wracała więc na swój strych, aby tam znowu bawić się cieniutkimi niteczkami słońca i samotnie zachwycać się ich pięknem.
Któregoś dnia postanowiła, że sama sprawdzi, skąd się biorą te czarodziejskie zabawki. A gdy nareszcie udało się jej odłamać kawałeczek dachówki, na strych wpadła smuga światła, pełna mieniących się wszystkimi kolorami tęczy promieni słońca. Mała Smutna Dziewczynka stała tak przez chwilę i patrzyła na nie zachwycona. Potem zapragnęła złapać je w dłonie, ale niestety okazało się to niemożliwe. Po jakimś czasie poczuła, że promienie słońca ogrzewają jej ręce. Było to bardzo przyjemne uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła.
W tej właśnie chwili wszedł na strych ktoś z mieszkańców Wielkiego Zimnego Domu i natychmiast zaczął strasznie krzyczeć: -Co ty robisz !? Natychmiast przestań bo ściągniesz na nas jakieś nieszczęście!!! Ten Krzyk przeraził Małą Smutną Dziewczynkę i przez to stała się jeszcze smutniejsza. Nie potrafiła zrozumieć, co złego może być w pięknych i ciepłych promieniach słońca i dlaczego nie powinna ich dotykać? Jeszcze kilkakrotnie próbowała rozmawiać na ten temat z mieszkańcami Wielkiego Zimnego Domu, ale bezskutecznie. Potem, już tylko w samotności o tym rozmyślała, aż postanowiła poznać kiedyś prawdę, bez względu na cenę jaką przyjdzie jej za to zapłacić. Nie mówiąc o tym nikomu, czekała na odpowiednią okazję.
I doczekała się. Pewnego razu, bardzo silny wiatr, zerwał w nocy kilka desek zasłaniających okna. Dlatego też, jeszcze przed świtem, gdy wszyscy zajęci byli naprawianiem niebezpiecznej szkody, Mała Smutna Dziewczynka wymknęła się cichutko i niepostrzeżenie z domu. Pobiegła w głąb lasu. Biegła tak długo, aż dotarła do najpiękniejszego miejsca jakie była sobie w stanie wyobrazić i nazwała je Kwiatową Polaną. Dzień się jeszcze nie rozpoczął, więc jej oczy przyzwyczajone do mroku, mogły swobodnie patrzeć. Chodząc po Kwiatowej Polanie czuła się jak w jakimś cudownym śnie. Wszystko było takie inne, nowe, nieznane i piękne. Przyglądała się zielonym liściom, tuliła w dłoniach kolorowe kwiaty pokryte poranną rosą. Każdym swoim oddechem chłonęła cudowne zapachy, kwiatów, lasu, rosy o poranku... po prostu cudowne zapachy żywej natury. Po chwili poczuła w sercu delikatne i przyjemne ciepło, takie samo jak wtedy gdy bawiła się promieniami słońca wpadającymi na ciemny strych. Niestety radość nie mogła trwać zbyt długo, bo Mała Smutna Dziewczynka musiała wracać. A do tego powinna zrobić to tak, aby nikt nie zauważył jej nieobecności. Wolała nie ryzykować, aby nie zostać ukaraną. Od tej pory, gdy tylko mogła, wymykała się z domu, aby jeszcze przed świtem cieszyć się widokiem Kwiatowej Polany. Dzięki temu, jej serce  nie pokryło się lodem. A to dlatego, że potrafiło się zachwycać pięknem przyrody i ogrzewać w delikatnych promieniach słońca.
Po paru latach, gdy Mała Smutna Dziewczynka urosła, postanowiła ,że nadszedł czas, aby wyruszyć w Świat w poszukiwaniu prawdziwego niekończącego się ciepła, gdyż samotnie wierzyła, że jest ono bezpieczne i dobre. Wszyscy których znała odradzali jej, próbowali zatrzymać, przekonać, że źle robi... ale bezskutecznie.
Ona była jednak zdecydowana, stanowcza i bardzo uparta, gdyż najbardziej na świecie pragnęła obdarzyć ciepłem tych których znała.
Pożegnała się ze wszystkimi i wyruszyła w tajemniczy, nieznany świat. Zabrała ze sobą jedynie wiarę w prawdziwe dobre ciepło i nadzieję, że kiedyś obdaruje nim tych których zna.
Wędrowała długo przez las i dopiero gdy dotarła na jego skraj zobaczyła Strażnika Ognia. Siedział oparty o drzewo, samotny i zapatrzony w dal. Ucieszył się na jej widok. Mała Smutna Dziewczynka opowiedziała mu o sobie, o Wielkim Zimnym Domu i o tym, że najbardziej to pragnie znaleźć ciepło. Strażnik Ognia wysłuchał, a potem wziął ją za rękę i zaprowadził do Wielkiej Doliny. Wskazał ogromne ognisko, którego był strażnikiem i opowiedział o swojej drodze do Wielkiej Doliny. Wydawało się, że doskonale rozumie Małą Smutną Dziewczynkę, bo miał przecież podobne marzenia. Dlatego też uwierzyła, że właśnie tu znalazła swoje upragnione ciepło. Stała u boku Strażnika Ognia i ogrzewała zmarznięte ręce, a gdy nacieszyła się ich ciepłem, to najszybciej jak tylko potrafiła wróciła do Wielkiego Zimnego Domu. Chciała podzielić się swoim ciepłem z innymi. Niestety, gdy tylko zaczęła się z nimi witać, jej ręce znowu stały się zimne. Nie rozumiała dlaczego tak się stało i czym prędzej wróciła do Wielkiej Doliny. Miała nadzieję, że Strażnik Ognia przywita ją radośnie.
Zrobiło się jej przykro, gdy na skraju lasu nie czekał na nią Strażnik Ognia, miała jednak ważniejsze sprawy na głowie, niż własne uczucia...
Chciała przecież odnaleźć drogę do Wielkiej Doliny, bo uwierzyła, że tam jest źródło ciepła. Po pewnym czasie udało się jej odnaleźć nie tylko drogę , ale i Strażnika Ognia, który coraz rzadziej oddalał się od swojego ogniska. Niestety coraz szybciej zaczynał odczuwać zimno. Ucieszył się jednak, gdy ponownie zobaczył Małą Smutną Dziewczynkę. Tym razem, aby mogła zanieść ciepło do rodzinnego domu, ofiarował jej palące się drewienko...
Wracała szczęśliwa, niosąc ciepły płomień. Niestety i tym razem nie udało się rozgrzać niczyich dłoni, bo mrok i chłód panujący w Wielkim Zimnym Domu zgasił ten niewielki ogień. Teraz dom wydał się jej jeszcze większy i jeszcze zimniejszy. Ciągle jednak wierzyła, że będzie mogła to zmienić. Widziała przecież ognisko, czuła jego ciepło, pamiętała jak Strażnik Ognia opowiadał jej o ciepłych domach, które widywał w swojej wędrówce do Wielkiej Doliny. A Mała Smutna Dziewczynka sądziła, że jak się czegoś bardzo, bardzo pragnie, to w końcu się to dostanie, a najbardziej pragnęła ofiarować ciepło swoim bliskim.
-Musi być jakiś sposób – pomyślała i wyruszyła do Wielkiej Doliny po raz trzeci. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że ta jej wędrówka trwa już kilka lat, ani jak bardzo jest już nią zmęczona. Do tej pory nie nauczyła się myśleć o sobie... Umiała tylko pragnąć ciepła dla innych. Sądziła, że wtedy i ona będzie szczęśliwa.
Szła więc znowu, a gdy zmęczona dotarła w końcu do ogniska, to okazało się, że Strażnik Ognia nawet jej nie zauważył – byt zajęty był pilnowaniem ognia. Wołała, prosiła o pomoc, lecz on przez cały czas ją ignorował. Dopiero po długim czasie, gdy sama, bez jego wiedzy i zgody, nabrała w dłonie żaru z ogniska i zaczęła się z nim oddalać, to usłyszała jak krzyczy za nią:
-Ty złodziejko! To przez ciebie nie mogę stąd odejść, bo kradniesz mój ogień!
Ona jednak, nie zważając na ból, jaki sprawiły jej te okrutne słowa, ani na gorący żar z ogniska, który palił jej zmęczone dłonie, biegła z całych swoich sił do domu.
Niestety Wielki Zimny Dom i tym razem okazał się zbyt wielki i zbyt zimny, aby mógł ogrzać go żar przyniesiony w dłoniach przez Małą Smutną Dziewczynkę. I jak łatwo zgadnąć, żar zmienił się po chwili w popiół, a jej pozostały tylko poparzone, bolące dłonie... Co wtedy czuła, trudno opisać. Z jednej strony chciała wierzyć w prawdziwe dobre ciepło, a z drugiej - wszystko wskazywało na to, że to jednak mieszkańcy Wielkiego Zimnego Domu mają rację. A i ona sama nie chciała już dłużej ranić sobie rąk. Nie chciała także zrezygnować z ciepła i pozwolić, aby jej ciało pokryło się lodem, bo całe swoje dotychczasowe życie poświęciła na walkę z zimnem.
Rozdzierana tymi sprzecznymi myślami szła przed siebie, byle jak najdalej od przykrych wspomnień... Właśnie wtedy przypomniała sobie o Kwiatowej Polanie...
Zostanę tam na zawsze, daleko od Zimnego Domu , w którym czuła się obco i Wielkiej Doliny, gdzie Strażnik Ognia dał jej nadzieję, aby po chwili ją odebrać- myślała Mała Smutna Dziewczynka.
Zostanę tam na zawsze, bo tylko tam byłam szczęśliwa... Tak rozmyślając doszła do Kwiatowej Polany.
Jakże się zdziwiła, gdy na jej ulubionym miejscu ktoś właśnie na nią czekał. Była to Kobieta o Łagodnych Oczach, która przywitała ją słowami:
Witam Cię, Mała Smutna Dziewczynko! Czekam tu na ciebie od dawna, bo cię znam i wiem, że szukasz prawdziwego ciepła. Wiem także, że czujesz się teraz zmęczona, oszukana, skrzywdzona, bo ogień któremu zaufałaś okaleczył twoje ręce, najbardziej jednak zranił serce. Chcę ci pomóc uzdrowić twoje czyste serce...
Kobieta o Łagodnych oczach znała pragnienie Małej Smutnej Dziewczynki, bo i ona kiedyś mieszkała w Wielkim Zimnym Domu, który opuściła w poszukiwaniu ciepła.
- Czy to znaczy, że wiesz gdzie jest prawdziwe ciepło i zaprowadzisz mnie do niego? - z nadzieją zapytała Mała Smutna Dziewczynka.
Niestety nie zaprowadzę cię, tam musisz pójść sama... Ja mogę tylko wskazać ci drogę. Jednak, abyś się nie zbłądziła i się nie zgubiła, to zawsze patrz przed siebie i nigdy, pod żadnym pozorem nie odwracaj się i nie patrz w przeszłość. Drogę przez las wskazywać ci będą pojedyncze promienie słońca, które doskonale znasz z dzieciństwa, jednak abyś nie przestała ich dostrzegać, to musisz spełnić jeszcze jeden warunek:
MUSISZ WYBACZYĆ !!!
-Musisz wybaczyć mieszkańcom Wielkiego Zimnego Domu, to że nie starali się ciebie wysłuchać i zrozumieć, oraz to że przestali szukać ciepła. Musisz także wybaczyć Strażnikowi Ognia to, że nie próbował szukać ciepła poza swoim ogniskiem, a także wybaczyć sobie to, że mu zaufałaś... Dopiero wtedy, gdy nie będziesz miała już nic do wybaczenia, odnajdziesz drogę do Słonecznej Góry. Tam mieszka Pan Słońca i tylko on może dać ci prawdziwe ciepło, bo tylko on jest źródłem ciepła, które nie rani...
Tymi słowami Kobieta o Łagodnych Oczach zakończyła odeszła...
Mała Smutna Dziewczynka przemyślała to wszystko, co usłyszała, a nie mając już nic do stracenia zaufała i uwierzyła słowom tej obcej kobiety. Poszła więc szukać Słonecznej Góry...
I znowu zaczęła się kilkuletnia wędrówka, która tym razem miała zaprowadzić ją do tego wymarzonego prawdziwego ciepła... Za każdym razem, gdy znikały promienie słońca i gubiła drogę, natychmiast zastanawiała się, co takiego powinna jeszcze wybaczyć? Wybaczała więc innym, wybaczała sobie, mimo że nie przychodziło jej to łatwo, podejmowała ten trud, aby móc znowu widzieć promienie słońca i mieć pewność, że idzie właściwą drogą. Pamiętała także, o tym aby nie spoglądać za siebie, bo wtedy wszystko na nic, bo wróci do przeszłości...
Droga do Słonecznej Góry była długa i trudna. A jednak z każdym wybaczeniem stawała się odrobinę łatwiejsza, tak jakby jakiś dziwny ciężar spadał z Małej Smutnej Dziewczynki. Tak też, w końcu, prawie nie pamiętając zmęczenia, lekkim krokiem wspięła się na sam szczyt Słonecznej Góry. Nikogo tam nie zastała, ale była tak zadowolona z siebie, z drogi którą przebyła, że nie zmartwiło to ją wcale. Wewnętrznie spokojna, rozejrzała się, usiadła i zaczęła podziwiać piękno roztaczające się dookoła... Siedząc tak dłuższą chwilę, gdy czas nie miał znaczenia, poczuła w sercu dawno zapomniane, przyjemne ciepło i usłyszała głos mówiący do niej:
Witam cię Mała Smutna Dziewczynko ! To ja jestem Panem Słońca i w nagrodę za twój trud szukania mnie, dam ci prawdziwe ciepło. Nie będziesz jednak mogła wziąć go w ręce i zanieść do domu, tak jak chciałaś to zrobić... Ja mam ciepło przeznaczone tylko dla tych co sami przychodzą do mnie i dam ci ciepło przeznaczone tylko dla ciebie... Tu, do mnie, każdy musi przyjść osobiście... A ty Mała Smutna Dziewczynko pozostań ze mną i ogrzewaj się tak długo, aż stopisz w sobie ostatni kawałek lodu... Dopiero wówczas gdy po twoim policzku spłyną ciepłe łzy, twoje serce będzie mogło się ogrzać. Poczujesz wtedy w sobie przepełniającą cię radość i tylko tą radością możesz dzielić się z innymi... A jeśli kiedykolwiek z jakiegoś powodu stracisz swą radość i twoje łzy znów staną się zimne. Wtedy wróć do mnie, bo zawsze na ciebie czekam!
Głos ucichł, a po policzkach Małej Smutnej Dziewczynki zaczęły płynąć ciepłe łzy... Cieszyła się tą chwilą bardzo długo i dopiero przepełniona radością wróciła do Wielkiego Zimnego Domu, aby dzielić się z innymi swoim prawdziwym ciepłem...
Czasami siadała na Kwiatowej Polanie, aby także jakiejś innej Małej Smutnej Dziewczynce opowiedzieć swoją historię.

część II

Minęło wiele lat, Mała Smutna Dziewczynka ogrzała się już na tyle mocno, że potrafiła dostrzegać we wszystkim piękno i cieszyć się sobą i całym światem. Wiele czasu spędziła na Słonecznej Polanie i pomogła wielu Małym Smutnym Dziewczynkom odnaleźć drogę na Słoneczną Górę. W pewnym momencie poczuła się częścią Słonecznej Polany i zrozumiała, że jest taka sama jak wszystkie Małe Smutne Dziewczynki. Jednak dzięki temu poczuciu przynależności zaczęła dorastać. Jak wiadomo, każdy dorastający człowiek zadaje sobie pytanie kim właściwie jest? Nie wie kim chciałby być i czy ma na to jakiś wpływ, a może musi pozostać częścią tego do czego przynależy?...
Dopóki Mała Smutna Dziewczynka czuła się samotna, nie stawiała sobie takich pytań, teraz jednak zaczęło się to zmieniać. Rozmyślała:
Tu na Słonecznej Polanie wszystkie jesteśmy do siebie podobne a jednak każda z nas jest inna... A jaka jestem ja? Co mnie wyróżnia ? -
Pewnego dnia zdecydowała- Tylko Pan Słońca może mi pomóc!
I znowu samotnie wyruszyła w drogę... Inne dziewczynki nie rozumiały jej, widocznie to jeszcze nie był ich czas. Nie przeczuwały nawet, że dorastanie jest szukaniem siebie, szukaniem tego co nas odróżnia od innych i tego co jest w nas najważniejsze, bez czego nie będziemy już sobą... Jest próbowaniem bycia każdym i we wszystkim, tylko po to, aby odnaleźć to swoje własne, prawdziwe JA.
Mała Smutna Dziewczynka po raz kolejny usiadła na Słonecznej Górze i po prostu cierpliwie czekała zachwycając się otaczającym ją światem. Widoczne z góry korony drzew wydawały się być przytulone do siebie z wielką czułością... Nad nimi puchate chmury leniwie szeptały o dalekich krajach... Słyszała cichy oddech ziemi, który zdawał się nie mieć początku ani końca. W tym momencie usłyszała ciepły znajomy głos. Do dodania, Pan Słońca !
- Moja Mała Smutna Dziewczynko nie wiesz kim jesteś, bo jeszcze nie odnalazłaś swojego imienia. Tylko ja je znam, ale nie mogę ci go wyjawić, bo przestałabyś szukać... Dawno temu, wszystkie dobre imiona zapisałem w Księdze Życia. Dowiedział się o tym zły Książę Lodu i z zazdrości, że nie znalazł tam swojego imienia zniszczył Księgę Życia. Porozrywane karty rozsypał po całej ziemi... I dlatego teraz każdy kto naprawdę chce żyć, musi sam odnaleźć swoje imię. A ja obiecuję, że szukających ocalę od zapomnienia. Idź i szukaj ! Ofiaruję ci moc rozumienia mowy wszystkiego co do mnie należy! Dopóki ty będziesz szukała, ja będę cię strzegł!
Panie, skąd mam wiedzieć jakie jest moje imię i gdzie mam go szukać, skoro nigdy go nie słyszałam? - dopytywała się dziewczynka- w odpowiedzi usłyszała jedynie- SZUKAJ W PRAGNIENIACH !
Po tych słowach Pan Słońca ukrył się w ciszy. Dziewczynka wiedziała, że nie usłyszy go, dopóki nie odnajdzie tego jedynego słowa, swojego imienia... Poszła więc, nie wiedząc dokąd dojdzie i co tam znajdzie...
Szła po prostu przed siebie nie wiedząc tak naprawdę dokąd? Zatrzymała się dopiero na rozstajnych drogach. Musiała dokonać wyboru, podjąć decyzję, a wybieranie nie zawsze bywa łatwe i tak było tym razem. Dlatego nie wiedząc, co zrobić usiadła na najbliższym kamieniu trochę tym wszystkim zmęczona. Po chwili poczuła lekki podmuch wiatru. Jakże przyjemne uczucie, szczególnie w upalny dzień.
Jak dobrze być wiatrem- powiedziała do siebie- mogłabym w jednej chwili być wszędzie, gdzie bym tylko chciała. Wcale bym się nie męczyła...
To tylko tak ci się wydaje, bo nie jesteś wiatrem, nie jesteś mną- usłyszała w odpowiedzi. Będąc wiatrem ciągle jestem w drodze. Mogę w jednej chwili przenieść się do najdalszych miejsc, ale nie mogę z nimi pozostać...! Nie mogę się zatrzymać! Wiatr żyje tylko wtedy gdy wieje, gdy bez końca samotnie gna. Ty masz szczęście. Ty możesz się zatrzymać i pozostaniesz sobą. I pognał samotnie w dal...
Mogę się zatrzymać, tak to prawda, mogę, gdy tylko chcę, mogę się zatrzymać i pozostanę sobą. Potem mogę biec i znów pozostanę sobą.
I zapragnęła pobiec za wiatrem. Pobiegła boso, z rozwianymi włosami biegała po mokrych łąkach, goniąc uciekający wiatr. Tańczyła z nim przedziwny, radosny taniec... Najpiękniejsze polne kwiaty rozkwitały wesoło, słysząc roześmianą, roztańczoną z wiatrem dziewczynę, a ona tańczyła, tańczyła... Nawet nie zauważyła, że jest pierwszy raz w życiu, po prostu, bez powodu, szczęśliwa...
Kiedy dzień zaczął chylić się do snu, zobaczyła w oddali, gdzieś nad brzegiem jeziora, wielką starą wierzbę. Jej długie, opadające ze smutkiem gałązki, poruszył wiatr i zniknął...
- Odpocznę w jej cieniu – postanowiła zbliżając się do samotnego drzewa. Stara wierzba od wielu, wielu lat stała w tym samym miejscu, wyczekując zbłąkanego gościa. Dziewczynka z Bratkowa doskonale rozumiejąc samotność, podeszła cichutko i po prostu objęła ją, mocno tuląc do siebie. A gdy wierzba zapłakała, dziewczynka, nie potrzebowała o nic pytać... Trwały tak splecione ze sobą, w milczącym uścisku zrozumienia.
Dopiero gdy stara wierzba wylała wszystkie swoje łzy, osuszyła gałązki, to odezwała się pierwsza:
Widziałam jak tańczyłaś z wiatrem, a ja mogłam tylko patrzeć i zazdrościć ci. Powiedz mi, kim jesteś?
Jestem tylko Dziewczynką , która szuka swojego imienia, może ty potrafisz mi pomóc?
Niestety, drzewa nie znają imion ludzi. Znamy tylko imiona drzew. Ja jestem Starą Wierzbą, która tylko czuje i pragnie. Czują ciepło słońca, dotyk wiatru, twoją obecność i dobroć, kiedy mnie obejmowałaś, czuję radość dając schronienie ptakom i cień przechodzącym. Jednak ciągle pragnę pójść przed siebie i zobaczyć to wszystko o czym szepczą chmury, ćwierkają ptaki i opowiadają ludzie. Kiedy widziałam ciebie, biegającą boso, zapragnęłam tańczyć jak ty. Wiem jednak, że nigdy mi się to nie uda, to nie mój los. Jestem wierzbą i aby żyć, muszę stać ciągle w tym samym miejscu. Może ty, która znasz moje pragnienie, uchronisz Starą Wierzbę przed zapomnieniem.
Nigdy o tobie nie zapomnę Stara Wierzbo- powiedziała dziewczynka i obie zasnęły.
Tuż, przed świtem przebudziła się i spostrzegła pochylającego się nad nią Młodego Wilka. Wystraszyła się go. Po chwili przypomniała sobie o obietnicy Pana Słońca, obiecał przecież strzec ją dopóki będzie szukała swojego imienia. Nic więc, nie może jej grozić. Dlatego też odezwała się pierwsza:
-Witam cię młody wilku, może ty znasz moje imię i mógłbyś mi pomóc?
- Nie, to ja przyszedłem prosić cię o pomoc! Jestem wilkiem i ludzie chcą mnie zabić, bo się mnie boją. Dlatego, proszę abyś mnie oswoiła! Znam cię, bo wiatr mi o tobie opowiadał i widziałem jak pocieszałaś wierzbę, dlatego odważyłem się podejść do ciebie i prosić cię o pomoc.
Prośba ta, bardzo dziewczynkę zaskoczyła a jednocześnie ucieszyła... Może mieć własnego, oswojonego wilka... tylko po co? Czyżby niczego się nie nauczyła?
Wilku, nie oswoję cię! Nie zrobię tego, nie chcę, nie powinnam! Teraz wiesz, że jesteś wilkiem, a kim będziesz gdy cię oswoję? Na pewno nie pozostaniesz sobą, nie będziesz już wilkiem! Staniesz się podobny do psa, ale prawdziwym psem nigdy nie zostaniesz! Ludzie założą ci obrożę i smycz, każą szczekać i merdać ogonem nawet wtedy gdy nie będziesz miał na to ochoty. Zostaniesz ich niewolnikiem, czy tego chcesz? Proszę więc, pozostań wilkiem, pozostań sobą, bo tylko wtedy możesz być wolny!
A czy ty jesteś wolna ?- zapytał wilk i nie czekając na odpowiedź, wrócił do lasu.
Wolna? Czy ja jestem wolna? - zastanawiała się na głos dziewczynka.
Podejdź tu- usłyszała głos jeziora przebudzonego pierwszymi promieniami słońca o świcie. Jezioro mówiło dalej-jestem lustrem, w którym tylko wschodzące słońce potrafi pokazać ci twoją prawdziwą twarz. Chodź tu, a dowiesz się kim jesteś.
Dziewczynka podeszła nad brzeg jeziora, nachyliła się nad nim właśnie gdy promienie słońca rozświetlały jego taflę i ujrzała kobietę w sukni z tęczy i w koronie na głowie. Wtedy usłyszała głos jeziora:
- Ciebie wybrałem, bo jesteś Królową! Królową Światła, Królową Ciepła, wolności i Królową Własnej Drogi.
- Jak to? Ja królową? - dziwiła się dziewczynka- nadal nie znam swojego imienia, po co mam być bezimienną królową? Królową, która nie wie jak nazywa się jej królestwo?
Twoje królestwo to twoja dusza , ona potrzebuje ciepła, światła i pewności, że podąża dobrą drogą – przekonywało jezioro...
Dziewczynka, nie wiedziała co o tym myśleć? Każda na jej miejscu ucieszyła by się bo chciałaby zostać królową. Pewnie nawet nie myśląc o konsekwencjach. Nasza dziewczynka jednak zdawała już sobie sprawę z tego, że aby być królową – będzie jak wierzba, będzie musiała pozostać w tym miejscu na zawsze. Będzie jak oswojony wilk, na smyczy swoich pragnień. Nie to nie dla niej, nie tego szuka.
Jestem, jestem – dziewczynka w pośpiechu poszukuje swojego imienia, bojąc się, że nigdy go nie odnajdzie... - Jestem !!! -to wystarczy by żyć, by cieszyć się, kochać, płakać, pomagać innym. Tak, teraz JESTEM sobą, bo nie muszę być kimś, nie muszę mieć, aby być... JESTEM, tu, w tej chwili, tylko to ma znaczenie a imię już nie ma znaczenia
I tak zakończyła się droga naszej Małej Smutnej Dziewczynki , bo zaakceptowała i pokochała siebie .
Autor: [Bogumiła Ludwik]
Brak dostpnego opisu zdjcia